Tuż przed planowanym wyjazdem doszło do wielu zamieszek ulicznych w związku z zadłużeniem Grecji. Nie zmieniliśmy jednak swoich planów uznając, że zamieszki dotyczą głównie Aten, które ewentualnie w naszej wyprawie pominiemy. Uznaliśmy, że turystyka to podstawowe źródło dochodu Grecji, więc nie może być tam niebezpiecznie.
To była słuszna decyzja, ponieważ protestujących (rozlokowanych w namiotach w centrum miasta) widzieliśmy dwukrotnie: w Salonikach i w Atenach i niekoniecznie chodziło im o dług publiczny. Bardziej dbali o swoje dobre samopoczucie wylegując się parami przed namiotami rozbitymi tuż obok wielkich fontan miejskich.
1 lipca 2011 (piątek)
Wyruszamy po południu. Stan licznika 268 400 km, stan portfela - zadowalający. Zaczynamy pechowo: po 40 km zapala się lampka od alarmu i musimy wrócić do domu. Na szczęście szybko udaje się usterkę wyeliminować i już bez przeszkód ruszamy dalej. Pogoda paskudna: wieje silny wiatr, deszcz ciągle pada, chwilami bardzo intensywnie. Mamy tylko nadzieję, że tam, gdzie jedziemy, pogoda nas nie zawiedzie.
2 lipca 2011 (sobota)
"Zaliczamy" obowiązkową wizytę w Decathlonie i kierujemy się przez Barwinek na Słowację, a potem w kierunku Węgier. Trasa znana, trochę nużąca. Drogi prowadzą w większości przez teren zabudowany, co znacznie spowalnia jazdę. Pogoda już zdecydowanie lepsza. Na nocleg zatrzymujemy się w Tokaju.
ciąg dalszy w zakładce RUMUNIA 2011 |