15 lipca 2010 (czwartek) 6.30 - wyruszamy autem w kierunku przełęczy Passo Tre Croci (1805m). Samochód zostawiamy na parkingu przy karczmie. Nie korzystamy z dużego i pustego o tej porze parkingu przy wyjściu na szlak. Jak się później okazało - jest to parking bezpłatny.
7.15 - trasą spacerową przy nartostradzie ruszamy w kierunku schroniska Rif. Son Forca. 8.30 - z przełęczy Passo Son Forca (2110m) udajemy się w kierunku kolejki kubełkowej, z boku zostawiając schronisko Rif. Son Forca.
Chwilę później rusza rozruch kolejki. Mamy jeszcze czas na przepakowanie i zdjęcia.
Kupujemy bilet tylko na wjazd - 10 euro, w obie strony kosztuje 14. Jesteśmy pierwszymi klientami. Obsługujący kubełki Włoch pogania nas po polsku "szibko, choć" wpychając nas razem do jednej gondolki i zatrzaskując drzwiczki. Upchnięci w kubełku bez możliwości ruchu, podziwiamy przepiękną trasę. Pod nami rozciąga się potężny żleb z ogromną ilością drobnego piargu. Ścieżka nieoznakowana, a właściwie to wiele ścieżek bezładnie wydeptanych w piargu. Z trudem uruchamiamy aparaty i w trzęsącej się kabinie usiłujemy robić zdjęcia. Po ok. 15 minutach docieramy na górę do Rif. Lorenzi, błogosławiąc pomysł wjazdu kolejką, a nie podejścia piarżyskiem. Przy schronisku panuje spory ruch, wyczuwa się pewną nerwowość. Osoby wjeżdżające za nami szybko udają się na podest, w kierunku wyjścia na ferratę Maria Bianchi. Ubieramy sprzęt, zostawiamy część rzeczy w schronisku pod ławką (bez opłat, ale i bez gwarancji) i ruszamy na nasz pierwszy trzytysięcznik. Z podestu przed schroniskiem można podziwiać znaczną część trasy, a że przed nami wyszło kilka osób, więc mamy możliwość podejrzenia przebiegu części ferraty. Pierwsze trudności to zalegający w żlebie zlodowaciały śnieg. Zawieszono liny ubezpieczające, więc tak bardzo niebezpiecznie nie było. W dalszej części trasy znaczne oporęczowanie ferraty, ubezpieczenia w dobrym stanie, skała stabilna i dobrze urzeźbiona. Wspaniałe widoki na schronisko Rif Son Forca. Częściej jednak ferrata przebiega z widokiem na schronisko Lorenzi (2932m) i dolinę położoną za nim.
Przed 11, kiedy jesteśmy już blisko szczytu, chmury szczelnie opatulają wierzchołek. O 11.10 wpisujemy się do książki - Cima di Mezzo (3154m) zdobyty! Szczyt tonie w chmurach - góra zazdrośnie strzeże swoich widoków.

Zejście z ferraty przebiega tą samą drogą. Przybyło ludzi i w niektórych miejscach tworzą się zatory. Słowackie małżeństwo próbowało udowodnić, że 7 i 5-letnie córeczki są w stanie pokonać tę ferratę. W końcu tylko starsza ruszyła w górę z ojcem, a młodsza z matką zrezygnowały z wejścia. Trudno je było ominąć, długo tarasowały drogę. Trochę to nieodpowiedzialne, by tak małe dzieci zabierać na eksponowaną ferratę.
Miłym zaskoczeniem była para Włochów (wiek - tak 70 plus), którzy ubrani w markowe ciuchy i drogi sprzęt sprawnie pokonywali ferratkę. Wspinać się można w każdym wieku, a kondycja zależy tylko od nas samych.
200 m niżej widoczność znacznie lepsza, a i chmury nad szczytami jakby mniejsze. O 12.45 docieramy do schroniska i odbieramy swoje rzeczy. Na platformie przed schroniskiem siadamy przy jednym z wielu rozstawionych tu stołów. Nawet nie zdążyliśmy wyciągnąć kanapek, a już zostaliśmy grzecznie wyproszeni. We Włoszech zasadą jest zamawianie jedzenia z restauracji schroniska, swoich kanapek się tu nie jada. Trudno, zjemy na szlaku Dibony. Batonikiem podzieliliśmy się z ptakami - jadły prawie z ręki.

13.05 - wyjście na ferratę Ivano Dibona w grupie Pomagagnon. Według skali trudności 3/6, według naszych ocen trochę trudniejsza, szczególnie w miejscach słabo ubezpieczonych, gdzie trzeba było wędrować w bardzo kruchym terenie. Początek ferraty, (a właściwie jej koniec, bo pokonywaliśmy ją w kierunku przeciwnym do wyznaczonego) znajduje się przy kolejce linowej przy tarasie schroniska. Wejście po metalowych schodkach, zalegające płaty śniegu- ślisko i już osiągamy drewniany wiszący mostek. Przepaść pod mostkiem robi ogromne wrażenie. Widoki na pobliskie trzytysęczniki przepiękne. Za mostkiem szlak poprowadzony szczytem grani. Nowiuteńka stalowa lina aż nazbyt mocno ubezpiecza szlak. Tłoku tu nie było. Przez dłuższy czas wędrowaliśmy sami. Darek samotnie zaatakował Cristallino d'Ampezo (3008m).

Czekałam i odpoczywałam 20 minut, bo dokładnie tyle zajęło Darkowi zdobycie szczytu. Dalsza część trasy w przeważającej większości przebiega w zejściu. Ubezpieczenia nadal solidne, ale było ich zancznie mniej.
Początek ferraty nie był zbyt obiecujący - nowa poręczówka ułożona jak dla przedszkolaków. W dalszej części trasy mogliśmy podziwiać wspaniałe formacje skalne, pokonywaliśmy wiele wąskich i stromych przejść, przechodziliśmy liczne ruchome piarżyska bez żadnych zabezpieczeń. Na całej trasie mijaliśmy wiele fortyfikacji i umocnień jeszcze z okresu pierwszej wojny światowej. W jednym ze schronów zatrzymujemy się na posiłek. Wszędobylskie wieszczki szybko wyczuły pożywienie. Doganiają nas Polacy. Jeden z nich wspinał sie wczoraj bez zabezpieczeń po ferracie Merlone. Dziś posiada kompetny osprzęt, ale jest bez kasku.
Na całej trasie spotkaliśmy niewiele osób i tylko trzy z nich szły w kierunku do schroniska Lorenzi. Pogoda nam dopisała.
Opisywany w przewodnikach bivacco Buffa di Perrero - zaniedbany, zatęchły, ale da się w razie problemów tu przenocować.
Góry w tej części zbudowane są jakby z warstw skał. Wędrujemy skalnymi półkami. O 16.30 docieramy do przełęczy Forcella Alta (2687m) i tu kończy się odcinek przyjemnej wędrówki po półkach, a zaczyna karkołomne zejście w piarżystej rynnie.

Pikujemy ostro w dół, a z nami całe masy drobniutkich kamieni. Bardzo ślisko, prawie zupełnie nie ma ubezpieczeń, szlak bardzo słabo wyznakowany. Zejście karkołomne. Pocieszamy się tylko, że zdecydowanie gorzej byłoby tędy wchodzić. W dolinie Padeon ścianę lasu osiągamy ok. 18.30, a 20 minut później jesteśmy na przełęczy przy nartostradzie. Teraz już wygodną ścieżką trasy 203 docieramy do parkingu i znaku Park Narodowy Dolomiti. Na kemping docieramy przed 20. W sumie piękna i bardzo wyczerpująca trasa, która trwała 13,5 godziny. Trzy dni pobytu w Dolomitach i pięć ferrat zaliczyliśmy - niezły wynik!
Ciekawy opis tej trasy znajduje się na stronie http://jarekkardasz.republika.pl/dolomity
Więcej zdjęć z masywu Cristallo i Pomagagnon w GALERII poniżej. |